Pomiń menu

Czasem sukcesem są drobne rzeczy, jak wtedy, gdy ktoś z ulicy zacznie chociaż korzystać z ogrzewalni powiedział Marcin Wierzchucki, koordynator innowacji zgłoszonej do naszego inkubatora z jeleniogórskiego koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta.

W trakcie naszej rozmowy Pan Marcin odbiera telefon od pracownika socjalnego w sprawie pochówku osoby bezdomnej – właśnie tej, której dotyczy innowacja, czyli mieszkającej w przestrzeni publicznej, w miejscu niemieszkalnym. Jeleniogórski oddział organizacji powstał ponad 20 lat temu i prowadzi dla osób w kryzysie bezdomności schronisko, noclegownię, usługi opiekuńcze, ogrzewalnię i punkt wydawania żywności. Wiedzą doskonale, że praca w terenie daje szansę na pomoc w wyjściu z tej trudnej życiowej sytuacji.

Fot. Maciej Piestrzyński, jeleniogórskie koło Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta

Nie od dziś wiadomo, że przeżycie czegoś na własnej skórze pozwala więcej zrozumieć i spojrzeć na sytuację w zupełnie inny sposób, szczególnie jeśli chodzi o grupę osób w kryzysie bezdomności żyjącą w miejscach niemieszkalnych. Panie Marcinie, jak duży jest to problem w regionie i całej Polsce?
Bezdomność w przestrzeni ulicznej jest tak naprawdę mało zbadana. Raz na kilka lat ministerstwo robi tzw. liczenie osób bezdomnych. Wtedy Ośrodki Pomocy Społecznej dzielą się informacjami i zebranymi danymi, a w ciągu jednej nocy organizowane są wyjazdy w teren i liczenie. Jednak wiemy, że ten “spis” nie uwzględnia stanu faktycznego. W Jeleniej Górze statystyki te mówią o około 40 bezdomnych. Osoby “zarejestrowane” tego jednego dnia są nam znane, ponieważ w różnym stopniu korzystają z systemu pomocy społecznej. My wiemy, że w miejscach niemieszkalnych przebywa praktycznie drugie tyle osób, co w naszych placówkach. Czyli ponad setka. Kiedy prowadziliśmy streetworking “znaleźliśmy” około 60 osób żyjących w miejscach niemieszkalnych, koczujących na dworcach, w pustostanach. Czasem wpływ na to mają chwilowe sytuacje, losowe. Natomiast wiemy i mamy kontakt z osobami, które już kilka lat funkcjonują w ten sposób, więc skala problemu jest duża. Zwłaszcza, że naprawdę ciężko ten obszar dokładnie zbadać. Często osoby w kryzysie bezdomności nie chcą korzystać z jakichkolwiek form pomocy. Nawet jeżeli gdzieś się je “zlokalizuje”, to następnym razem już ich tam nie ma – zmieniają miejsce pobytu i znikają.

Skąd taki opór przed Waszym wsparciem?
Część z nich ma kłopoty z prawem. Wiedzą, że mają ciążące na nich wyroki. Niekoniecznie są to zbrodnie i poważne przestępstwa. Gdzieś kiedyś zdarzył im się nieduży wyrok, dana osoba nie dopełniła formalności, miała zasądzone prace społecznie użyteczne i ich się nie podjęła. Za tym poszedł wyrok na “odsiadkę” i spowodował ukrycie się tego człowieka.

Czy kontakt z Wami oznacza automatyczne zaalarmowanie służb?
Nie, jednak jesteśmy zobowiązani udzielić informacji, jeśli policja zapyta czy mamy wiadomości na temat danej osoby czy miejsca jej pobytu. Sami kontaktujemy się np. z kuratorami sądowymi i staramy się odkręcić różne sytuacje, pomóc. Czasem udaje się zmienić areszt czy więzienie na odpracowanie. To bardziej sensowne niż utrzymywanie kogoś w zakładzie karnym.

bezdomni dla bezdomnych
Fot. Maciej Piestrzyński, jeleniogórskie koło Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta

To jednak nie jedyny powód, prawda?
Drugą przyczyną unikania kontaktu i odmowy pomocy są problemy psychiczne osób żyjących w miejscach niemieszkalnych. To poważny problem, bowiem nawet w okresie zimowym, gdy jest im ciężko, osoby z problemami ze zdrowiem psychicznym odmawiają przyjścia nawet do ogrzewalni, czyli takiej najbardziej interwencyjnej placówki. Upierają się, że chcą koczować, odmawiają przyjazdu pogotowia, nie mówiąc o policji czy innych służbach. Takie sytuacje najczęściej kończą się zgonem. Nie da się funkcjonować w takich warunkach przez dłuższy czas. A nie ma kompletnie uregulowań prawnych dotyczących przymusu diagnozy takiej osoby, jeśli ona nie wyraża zgody. Po prostu nie jesteśmy w stanie zrobić nic, dopóki nie zagraża sobie ani innym.
Trzecim ważnym powodem jest zakaz spożywania i bycia pod wpływem alkoholu czy zażywania środków psychoaktywnych w naszych placówkach. To także mocno wpływa na niechęć do skorzystania z pomocy.

Sytuacja można rzec patowa. Jednak innowacja, z którą przyszliście do inkubatora, ma pomóc osobom, które nie chcą tej pomocy. Jaka jest Wasza recepta na problemy osób bezdomnych żyjących w przestrzeni publicznej?
Bezdomni dla bezdomnych, czyli zapraszamy do współpracy w roli streetworkerów osoby, które same przechodziły podobną ścieżkę, koczowały w altanach, na dworcach, pustostanach. Oni często lepiej niż my wiedzą, gdzie szukać. Pokazywali nam takie miejsca, o których nie mieliśmy pojęcia, do których nigdy nie dotarliśmy, choć pracujemy na ulicy już parę ładnych lat.

bezdomni dla bezdomnych
Fot. Maciej Piestrzyński, jeleniogórskie koło Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta

W jaki sposób wybieraliście wolontariuszy?
Byłem wtedy kierownikiem noclegowni i ogrzewalni. Zależało mi, żeby chłopaków stamtąd wdrożyć. Osoby szkolące miały wątpliwości co do tego. I rzeczywiście tej grupie “nie poszło”, żaden nie został z nami na dłużej. 10 naszych wolontariuszy zaangażowało się, przeszło szkolenie i podjęło staż zawodowy. Po miesiącu zostało ich 6. Sprawdzili się za to mieszkańcy schroniska. To osoby dużo bardziej stabilne, co do których mamy pewność, że nie pójdą w ciąg po pierwszej wypłacie. Oni ukończyli cały staż. Można powiedzieć, że się udało. W tym momencie dwóch wolontariuszy kontynuuje streetworking – dzięki projektowi z Fundacją Jagniątków mogliśmy wysłać ich na staż i działać dalej.
Typując osoby w kryzysie bezdomności do tego typu działań, jeśli mają być zatrudniane, to warto dobrze zbadać ich sytuację związaną z zadłużeniem komorniczym. To poważny problem. Osoby długotrwale bezdomne często wiele lat nie pracowały legalnie, same często nie mają świadomości jakie obciążenia na nich ciążą. U nas zdarzyło się tak, że gdy przyszły zajęcia komornicze, jeden ze stażystów odszedł od razu, komornik zajął całość dochodu, drugiemu także, ale on zdecydował się podjąć rękawicę, chciał dalej z nami pracować. Udało się dogadać z tym komornikiem, bo to przecież też ludzie (uśmiech). Często jeździmy do komorników, instytucji, tłumaczymy wtedy, że człowiek się stara, podejmuje pracę, a jak mu zabierzecie całość wynagrodzenia, to nikt nie wygra.

Jak wyglądało testowanie samego pomysłu?
Maciek Piestrzyński, nasz pracownik i opiekun streetworkingu, przygotowywał osoby do pracy w charakterze “pracownika ulicznego”, szkolił i tłumaczył. W drugim etapie zaczęliśmy od zapoznania z terenem, ustalenia na mapie kto chodzi w które rejony. Maciek jeździł z naszymi wolontariuszami i bezpośrednio docierali do osób w kryzysie bezdomności przebywających w przestrzeni publicznej. Nawiązywaliśmy pierwszy kontakt. Gdy były to osoby bezdomne znane nam, przedstawialiśmy wolontariuszy i mówiliśmy, że będą do was przychodzić, jeśli się zgodzicie, i będa starali się wam pomóc. Na samodzielnych dyżurach stażyści szli do tych miejsc, odwiedzali poznane osoby, jednocześnie szukając nowych. Rozmawiali, pytali o potrzeby, zgłaszali nam różne prośby – o koc, ciuchy, jedzenie. Staraliśmy się wykorzystać tę sytuację i oferować pomoc w zamian za ich pierwszy krok – przyjście do nas, wypełnienie dokumentów, aby skorzystać ze wsparcia żywnościowego, badaliśmy wtedy ich potrzeby, sytuację, powoli kierowaliśmy ich na ścieżkę wsparcia.

bezdomni dla bezdomnych
Fot. Maciej Piestrzyński, jeleniogórskie koło Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta

Gdzie da się zastosować, upowszechniać Waszą metodę?
W miejscach, gdzie funkcjonują schroniska, da się przełożyć ten model. W dużych miastach na pewno, bowiem tam różne organizacje mają swoje schroniska i pomagają osobom w kryzysie bezdomności, więc spokojnie na bazie mieszkańców tych placówek można stworzyć kadrę, która będzie prowadziła streetworking. A właśnie w tych największych ten problem jest największy, tam mnóstwo osób przebywa w przestrzeni publicznej i wiele z nich w ogóle nie pojawia się w placówkach wsparcia.

Co w tak trudnym procesie można uznać za sukces?
Jeśli chodzi o osoby mieszkające w miejscach niemieszkalnych to czasem sukcesem jest to, że nakłoni się daną osobę do zarejestrowania się w urzędzie pracy. I to już jest bardzo dużo. Ma wtedy możliwość bezpłatnego leczenia się. Wszystko małymi krokami, powoli, od nawiązania kontaktu, dostarczania żywności w cięższym okresie, aż po programy aktywizacyjne. To wymaga czasu.
W naszej innowacji czterech stażystów to osoby, które kiedyś same mieszkały w miejscach niemieszkalnych. To był duży sukces. Te osoby trzymały się! Lepiej lub gorzej, raz na jakiś czas trzeba było pogrozić palcem, ale naprawdę myślę, że sporo udało się zrobić. Dwoje bezdomnych, para, w tym momencie oboje mają stałą pracę, mieli składać wniosek o mieszkanie. Wtedy możemy powiedzieć sobie “dobra robota”. Czasem sukcesem są drobne rzeczy, jak wtedy, gdy ktoś z ulicy zacznie chociaż korzystać z ogrzewalni. Dzięki temu możemy zacząć powolutku z nim pracować i prostować te ścieżki życiowe.

bezdomni dla bezdomnych
Fot. Maciej Piestrzyński, jeleniogórskie koło Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta

Gdy myśli Pan o tej innowacji, jak chciałby Pan ją rozwinąć?
Mówiąc szczerze, chciałbym zobaczyć czy ktoś podjąłby się przeszkolenia do streetworkingu osób w kryzysie bezdomności żyjących w przestrzeni publicznej, w miejscach niemieszkalnych. To byłoby makabrycznie trudne do przejścia, ale ciekawe wyzwanie. Mogłoby się to udać!

 

Inkubator pomysłów prowadzimy w ramach projektu „Innowacje na ludzką miarę 2. Wsparcie w rozwoju mikroinnowacji w obszarze włączenia społecznego”, który jest finansowany z Europejskiego Funduszu Społecznego.

Logo Funduszy Europejskich, Europejskiego Funduszu Społecznego i Inkubatora pomysłów oraz flaga Rzeczpospolitej Polskiej